poniedziałek, 6 listopada 2023

Kto się bawi na balu wszystkich świętych?

 




Bal wszystkich świętych – przebój Budki Suflera z płyty o tym samym tytule, wydanej 19 maja 2000 roku, a który we mnie, jako pięcioletnim wówczas dziecku, zaszczepił przekonanie, że piosenki tej słucha się w dzień Święta Zmarłych, niczym kolęd w święta Bożego Narodzenia. Dziś już z tego przekonania wyrosłam, jednak tekst autorstwa Andrzeja Mogielnickiego intryguje mnie po dziś dzień.


„Ta niedziela jest jak film tani klasy "B"
Facet się pałęta w nim w nieciekawym tle
Scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić
I z dialogów wyszło dno, zero czyli nic”



Pierwsza zwrotka wydaje się dość oczywista – mężczyzna, będący podmiotem lirycznym chodzi bez celu po mieście, być może spacerując po mniej bezpiecznych czy wręcz szemranych dzielnicach, będących owym „nieciekawym tłem”. Jego sytuacja jest porównana do akcji kiepskiego filmu, który miał być wciągający i pełen akcji, ale niekompetentny scenarzysta nie podołał swojemu zadaniu, choć pobrał za to wynagrodzenie.


„Wszyscy święci balują w niebie
Złoty sypie się kurz
A ja włóczę się znów bez Ciebie
I do piekła mam tuż”


W refrenie pojawia się już ONA. Postać za którą tęskni podmiot, której brak sprawia, że życie jest dla niego puste, pozbawione sensu, jak ów film i czuje się jak w piekle. Co jednak mają do tego wszyscy święci? I kim są? Czy mielibyśmy odczytywać ich dosłownie, jako świętych czy może bliskich i dalszych znajomych, którzy „przeszli na ten drugi brzeg”, jak głosi jedna z pieśni pogrzebowych? Ale przede wszystkich, jak interpretować to, że tytułowi święci balują, podczas gdy podmiot tak potwornie cierpi? Jeśli sprawy te byłyby powiązane, a więc ich bal wiąże się z  rozstaniem naszego podmiotu ze swoją miłością, to zakładać można, że była to kara, na którą zasłużył. Być może nie był wobec swojej dziewczyny szczery, okłamywał ją lub zdradzał. Mógł też być, zdaniem świętujących istot niebiańskich, osobą nikczemną nie zasługującą na miłość i to \ byłoby powodem ich radości.

Być może jednak bal w niebie nie ma nic wspólnego z sytuacją „nieciekawego faceta”, a to nawiązanie pojawia się jedynie dla kontrastu ze jego stanem psychicznym. Mężczyzna „do piekła ma tuż”, co z kolei może oznaczać, w moim odczuciu, myśli samobójcze. Samobójcy wszak nie mają szans na łaskę zbawienia.


„Tak bym chciał Cię spotkać raz w ten jedyny dzień
Lub o tydzień cofnąć czas, ale nie da się
Chociaż samotności smak aż do bólu znam
Kiedy innych niedziel brak, trudno co mi tam...”


Podmiot marzy o spotkaniu swej ukochanej w określony dzień, który niesie z sobą jakieś znaczenie. Prawdopodobnie jest to dzień, przesądzający o tym, że nie mogą być razem. Ale dlaczego? Czy był to dzień, w którym dziewczyna dowiedziała się o jego przewinieniach? Czy może sam podmiot, nieświadom konsekwencji, dążył do rozstania? Chęć cofnięcia czasu świadczy o tym, że cokolwiek się stało było nieodwracalne, co zaś mogłoby być sugestią śmierci kobiety, nie ma bowiem nic bardziej nieodmiennego.

Trzeci i czwarty wers tej zwrotki świadczą o tym, że relacja, o której mowa w utworze była dla podmiotu wyjątkowa – cierpiał wiele razy, jednak ta sytuacja jest wyjątkowa. „Trudno, co mi tam”, w moim odczuciu świadczy o desperacji mężczyzny, na niczym mu już nie zależy, w tym również na życiu.


„Świat się tylko już ze mną kręci
Gwiazdy płoną jak stal
Skasowałaś mnie w swej pamięci
Aż mi siebie jest żal”


Kwestia o świecie, który kręci się już tylko z podmiotem mogłoby świadczyć o śmierci dziewczyny, o tym, że nie ma jej już tu nie ma. Przeczy temu jednak trzeci wers zwrotki, bowiem jeśli adresatka utworu nie żyje to jak miałaby skasować mężczyznę z swojej pamięci?

Chcąc obstawać przy drodze interpretacji, w której dziewczyna nie żyje, owo skasowanie w pamięci można by odczytywać jako porzucenie ziemskich spraw przez jej duszę, która być może bierze udział w tytułowym balu. Wydaję mi się, że nie jest to jednak to, co miał na myśli autor pisząc Bal. Prawdopodobnie bliższa intencji autora byłaby historia, w której „świat, kręcący się już tylko z podmiotem”, oznacza jego prywatny świat – jego życie, bliskich, znajomych, dom i pracę, w której nie ma już JEJ. Może postanowiła zacząć życie od nowa, wyemigrować lub po prostu rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, jednak nie dzieli już świata z „nieciekawym facetem”. Z wymowy utworu odnoszę wrażenie, że winnym zakończenia tej miłości jest właśnie on, co sprawia, że oprócz tęsknoty dręczą go również wyrzuty sumienia, że być może skrzywdził swoją ukochaną.

Zakończenie jest otwarte – „nieciekawy facet” cierpi, szwendając się po mieście, być może narazi się na niebezpieczeństwo lub sam targnie się na własne życie. Albo może po prostu wróci do domu upije się i nastąpi kontynuacja jego dotychczasowego życia, w którym JĄ zastąpi jakaś inna ona. Jeśli zaś chodzi o adresatkę, cokolwiek ją spotkało – nie ma jej.

środa, 30 sierpnia 2023

Słynny Harry Potter

 

J. K. Rowling posiada wybitny talent, przynajmniej, jeśli chodzi o serię o Harrym Potterze, do tworzenia wyrazistych postaci. Wielu nowych, zwracających na siebie uwagę bohaterów pojawia się w tym czwartym tomie, lecz jedną z niewątpliwie najbardziej irytujących na przestrzeni całej serii, jest debiutująca w Czarze Ognia Rita Skeeter.

Czternasty rok życia Harry'ego upływa pod znakiem wydarzeń medialnych i nocnych koszmarów. Powieść zaczyna się od śmierci mugola, mieszkającego w starej posiadłości, należącej niegdyś do ojca Voldemorta, o której śni Harry. Zaraz potem chłopak wraz z Hermioną i rodziną Wealeyów wyruszają na bardzo niecodzienne widowisko – mistrzostwa świata w Quidditchu, które przeradzają się w pochód śmierciożerców. Po powrocie do szkoły okazuje się, że na ten rok nauki Harry'ego zaplanowano Turniej Trójmagiczny, w którym – jak łatwo się domyślić – chłopak bierze udział. Wszystkie te wydarzenia na bieżąco relacjonuje wspominana dziennikarka, publikując na łamach Proroka Codziennego. Artykuły kobiety są mocno ubarwiane, innymi słowy, Skeeter pisze to, co zainteresuje ludzi, niekoniecznie przejmując się rzetelnością dziennikarską. Ponadto wie ona rzeczy, których wiedzieć nie ma prawa, jak więc owe informacje zdobywa? Ciekawa jest jednak perspektywa i sposób, w Rowling opisuje dziennikarski fach. Sposób, w którym Brytyjka nie jest odosobniona, bardzo podobną bohaterką jest bowiem Ilona Bogucka, pojawiająca się w serii autorstwa Rafała Kosika Felix, Net i Nika czy Lucjana Chardona de Rubempré z dzieła Stracone Złudzenia autorstwa Honoriusza Balzaka.

Tymczasem kolejnym nauczycielem obrony przed czarną magią ma być ekscentryczny eksauror Alastor Moody, który również ostatecznie okazuje się nie tym, za kogo jest uważany. Auror jako zawód przypada natomiast do gustu głównemu bohaterowi, który zastanawia się nad tą profesją jako swoją przyszłą pracą. Poznajemy także bliżej Charliego i Billy'ego Weasleyów, z którym pierwszy zajmuje się smokami w Rumunii, a drugi współpracuje z goblinami w egipskim banku Gringotta. Percy natomiast rozpoczyna swoją karierę w ministerstwie magii u boku cieszącego się złą sławą wśród współpracowników Bartemiusza Croucha, z czym zresztą będą wiązały się późniejsze problemy niedawnego prefekta naczelnego Hogwartu.

Bohaterowie stają się w Czarze Ognia coraz bardziej uczuciowi. Harry zakochuje się w szukającej Ravenclawu Cho Chang, o którą rywalizuje z drugim reprezentantem Hogwartu Cedrikiem Diggory'm, Hermiona spotyka się ze słynnym, bułgarskim szukającym Wiktorem Krumem, a Ron jest zazdrosny o oboje.

Czwarty tom jest zarazem kresem dziecięcej niewinności i  - ujmujmy to nieco na wyrost – beztroskich lat Harry'ego. Chłopak staje się bowiem świadkiem śmierci kolegi i odrodzenia Czarnego Pana. Odtąd wszystko w życiu Harry'ego i innych uczniów Hogwartu następuje mnóstwo komplikacji, muszą oni wybrać stronę przyszłego konfliktu.

Są jednak pewne pytania w tym czwartym tomie, które pozostają bez odpowiedzi: kto jest prefektem Gryffindoru w tym roku? Dlaczego pod koniec powieści, już po odrodzeniu Voldemorta Harry nie widzi jeszcze testrali? Możemy też zastanawiać się na priorytetami Ministerstwa Magii, w trakcie mistrzostw świata w Quidditchu pada bowiem stwierdzenie, że jego pracownicy od roku przygotowują Turniej Trójmagiczny. A więc w czasie, kiedy z Azkabanu uciekł groźny morderca Syriusz Black, Ministerstwo zajmowało się przygotowaniem wielkiej imprezy sportowej Zastanawiające są także niektóre metody pedagogiczne w Hogwarcie. Dlaczego Dumbledore toleruje terroryzowanie uczniów przez Snape'a i grożenie im, że nieudane antidota będą testowane na nich samych?

Powieść, jak przystało na brytyjską pisarkę, jest niezwykle wciągająca. Humor, przygody, zagadki i zaskakujące zaskoczenie sprawiają, że od książki trudno się oderwać.





niedziela, 30 lipca 2023

Żyjące wspomnienia Jamesa i Lily

 

Więzień Azkabanu to pierwszy tom serii, w którym Voldemort, jak głoszą liczne memy, nie czeka grzecznie, aż Harry zaliczy wszystkie egzaminy, by móc nastawać na jego życie. Nie. W trzecim tomie Tom Riddle jest ledwie wspomnieniem, co czyni tę część serii ulubionym dla wielu fanów serii. Tutaj głównym antagonistą, z którym starcie wieńczy powieść, miałby być Syriusz Black. W trakcie czytania powieści dopiero odkrywamy, że sprawy mają się nieco inaczej.

W Więźniu Azkabanu dowiadujemy się czegoś więcej o rodzicach tytułowego bohatera: Jamesie i Lily. Poznajemy także ich bliskiego przyjaciela – Remusa Lupina, któremu przypadła tutaj rola nauczyciela obrony przed czarną magią. Prawdopodobnie najlepszego nauczyciela, który uczył Harrego, Rona, Neville'a, Hermiony i bohaterów. W trakcie odkrywania historii poznajemy także innych kolegów z klasy Jamesa i Lily – Syriusza Blacka, Petera Pettigrew czy Severusa Snape'a.

Opowieść płynie wartko, Rowling snuje świetną intrygę, a dzięki jej umiejętnościom w tej dziedzinie chcemy, wraz z Harrym, Ronem i Hermioną – dowiedzieć się kto zdradził Potterów i dlaczego. Zagadka, aura niebezpieczeństwa – Syriusz Black rozpaczliwie chce dopaść kogoś w Hogwarcie, a my, za głównym bohaterem, wierzymy, że chodzi właśnie o niego. Do tego otoczka zwykłego, szkolnego życia…zwykłego, jak zwykłego, mamy w końcu do czynienia ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa, towarzyszymy więc Harremu, Ronowi i Hermionie w trudnych lekcjach transmutacji, gnębieniu przez Snape'a, cieszymy się zwycięstwami w Quidditchu, martwimy porażkami czy wreszcie poznajemy nowych bohaterów, mających mieć znaczenie w przyszłych tomach sagi: Cho Chang, Cedrica Diggory'ego czy Sybillę Trelawney. Mamy też kolejne łamigłówkę – jak Hermionie udaje się zaliczać wszystkie przedmioty, skoro musiałaby być w tym samym czasie w kilku miejscach? Złościmy się na rodzinę Malfoya, która przez swoje poczucie wyższości i chęć jego dowiedzenia robią, co mogą, by uśmiercić niewinną istotę. W finale powieści zaś, jesteśmy – po raz pierwszy i ostatni – świadkami ataku szału u Snape'a.

Motywem przewodnim Więźnia Azkabanu jest – w moim odczuciu – zdrada. Autorka w żaden sposób nie usprawiedliwia postępowania zdrajcy, nie tłumaczy jego motywów. Postawie zdrajców jest natomiast przeciwstawiona wierność, lojalność i prawdziwa przyjaźń, która reprezentowana jest tutaj zwłaszcza przez Rona Weasleya. To on, nie Hermiona wypowiada pierwotnie słowa: „Jeśli chcesz zabić Harry'ego (…) będziesz musiał zabić i nas1”. Mimo złamanej nogi deklaruje chęć obrony przyjaciela, a my wiemy, że nie rzuca słów na wiatr. Jest to jednak równie niewytłumaczone, jak postawa zdrajcy – nie ma tutaj żadnych ukrytych motywów czy takich, które miałyby wytłumaczyć, dlaczego tak jest – tak jak można wytłumaczyć dlaczego rośliny są zielone. Tak po prostu jest – przyjaciel jest wierny, a zdrajca zdradza. Jest to więc również chęć pokazania, że pewne ludzkie zachowania są niewytłumaczalne.










Więzień Azkabanu to także miejsce debiutu najciekawszych, moim zdaniem, istot w świecie wykreowanym przez J.K. Rowling – dementorów. Potwory będące uosobieniem depresyjnych myśli, przed którym ochronić może tylko patronus. Tego zaś wyczarowuje się poprzez skupienie na najszczęśliwszym wspomnieniu lub myśli. Ciekawym zagadnieniem jest również to, na ile autorka w walce z dementorami zawarła własne doświadczenie z walki z depresją, na którą – jak wiemy – cierpiała.

Magia, zagadka, kłótnie z Malfoyem, gnębienie przez Snape'a, a przede wszystkim James i Lily, którzy są wielkimi nieobecnymi – nieżyjący, a jednak ich wspomnienie jest tutaj tak silne, jakby byli. Zdecydowanie jest to świetna powieść, w której świecie można się pogrążyć, zapominając o własnej rzeczywistości.


1J. K. Rowling: Harry Potter i Więzień Azkabanu. Tłum. Andrzej Polkowski. 2000, Poznań, s 354.

sobota, 10 czerwca 2023

Hołd pamięci Tove Jansson

 

Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa zawiera oczywiście całe mnóstwo interesujących, zwracających uwagę i wartych rozważenia wątków, jednak tym, który mnie zaintrygował są nawiązania do świata wykreowanego przez fińską pisarkę i malarkę – Tove Jansson. Autorka Muminków – bo to właśnie to dzieło uczyniło ją nieśmiertelną – jest swojego rodzaju patronką drugiego tomu Felixa, Neta i Niki, pojawiając się już w dedykacji na wstępie, w której autor napisał: „Tove Jansson za odrobinę magii w moim dzieciństwie”. Bardzo podoba mi się ta idea inspirowania się twórcami – nie na zasadzie tworzenia plagiatów, czy – mówiąc dosadniej – zrzynania od innych, ale właśnie nawiązywania do rozmaitych uniwersów. Czyni to utwór bogatszym, lecz również tworzy pewną więź w świecie literatury. Można wszak nie znać autorów, którzy mieli wpływ na naszych ulubionych pisarzy, lecz taka lektura wydaje mi się wówczas uboższa.

W drugim tomie trójka przyjaciół po pełnym wrażeń roku ma nadzieję na wakacyjny wypoczynek. W tym celu Felix, Net i Nika wyjeżdżają nad morze, gdzie ojciec jednego z bohaterów prowadzi badania nad tajemniczą, poniemiecką bazą wojskową… Z wypoczynku oczywiście niewiele wychodzi, zamiast tego jest masa niesamowitych przygód, niezwykłe odkrycie naukowe czy bardzo pouczające… podróże w czasie. Choć w założeniu lektura adresowana jest do nastolatków, to myślę, że może przypaść do gustu czytelnikom niezależnie od wieku. Tutaj również – w przeciwieństwie do pierwszego tomu – mamy raczej spójną historię, tworzącą powieść. Nie jest to jeszcze ten poziom, który autor osiąga w późniejszych częściach cyklu, jednak czytając ani przez chwilę nie można się nudzić.






Co oprócz dedykacji wiąże się ze szwedzkojęzyczną pisarką i malarką? Takich elementów jest kilka, a przynajmniej kilka udało mi się dostrzec. Na pewno najbardziej oczywistym jest historia z błyskawicznym zalesieniem domku latarnika, na widok którego Nika przyznaje zresztą, że jest to widok, który pewnie ucieszyłby Tove Jansson1. Podobny przypadek przytrafił się wszakże Muminkom w trzeciej części cyklu o przygodach białych stworków i ich przyjaciół – W dolinie Muminków. Niebieskie zjawy, podążające za superpaczką, które zdają się czerpać energię z wyładowań elektrycznych również przywodzą na myśl bohaterów stworzonych przez Jansson – Hatifnatów, co z kolei zauważa Net. Następnie mamy „Symfonię Mórz”, ratującą przyjaciół z pustyni – tak nazywał się statek Fredriksona, dzięki któremu młodemu Tatusiowi Muminka udaje się uciec z sierocińca w czwartym tomie cyklu pt. Pamiętniki Tatusia Muminka.

Ostatnim elementem, który skojarzył mi się z sagą o Muminkach jest wątek latarnika, a konkretniej – jego nieobecności. Gdy przyjaciele przybywają do Milo, latarnia morska nie działa, a o latarniku nic nie wiadomo – gdzie przebywa, co się z nim wydarzyło. Podobnie wygląda sytuacja w przedostatnim, ósmym tomie sagi o Muminkach – Tatusiu Muminka i morzu. Kiedy Muminki przybywają na opuszczoną wyspę, latarnia nie działa, a po latarniku nie ma śladu… Na wyspie ktoś wprawdzie mieszka, jego zachowania nie wskazują jednak, by kiedykolwiek mógł pełnić tak odpowiedzialną funkcję jak obsługa latarni. Tatuś Muminka stawia więc sobie za punkt honoru jej samodzielne uruchomienie. Dopiero pod koniec tomu okazuje się, że to właśnie ta niepozorna postać jest tutaj latarnikiem. Podobnie w Felixie, Necie i Nice, dopiero pod koniec tomu dowiadujemy się, że to niepozorny rybak, mruk i samotnik, odpowiadający na zadane pytania monosylabami jest w Milo latarnikiem.

Warto tutaj również wspomnieć o filmie, który powstał na podstawie scenariusza Felixa, Neta i Niki oraz Teoretycznie Możliwej Katastrofy. Film wprawdzie nie wyszedł najlepszy – zwłaszcza, jeśli ktoś ów pierwowzór literacki znał – jednak sam fakt jego istnienia jest swego rodzaju osiągnięciem. Ile bowiem polskich powieści młodzieżowych doczekuje się ekranizacji?

Co jednak złożyło się na niepowodzenie tej produkcji? W moim odczuciu były to przede wszystkim kiepski scenariusz i słaba gra aktorska odtwórców tytułowych postaci. Autorzy scenariusza (a więc i sam autor powieści wespół z reżyserem filmu – Wiktorem Skrzyneckim) nie mógł się chyba zdecydować czy film będzie kierowany do tych, którzy świat FNiN znają czy nie, przez co wydaje się mocno sztuczny. Oto bowiem bohaterowie po dziesięciu miesiącach przyjaźni i wspólnej nauki nie odkryli jeszcze prawdy o sobie nawzajem, więc widzom zostaje zaserwowana niezbyt przekonująca scena, podczas której Nika tłumaczy swoją sytuację domową. Z naukowców z kolei, a zwłaszcza z wyrozumiałego Piotra Polona zrobiona grupę idiotów, którzy nie potrafią rozwiązać prostej zagadki, co trójce dzieciaków zajmuje trzy minuty. Najbardziej ze wszystkiego razi jednak gra aktorska, potęgowana przez słabą dykcję aktorów – zwłaszcza grającego Felixa Polona Kamil Klier. Dialogi, które w powieści są lekkie i naturalne tutaj są zupełnie papierowe. Film prezentuje jednak, w moim odczuciu, podobny poziom, co – uwielbiane przez wielu – seriale adresowane do dzieci i młodzieży z lat 90-tych, jak Tajemnica Sagali, Słoneczna Włócznia itp., najwięcej zaś traci przez porównanie z książką.

Teoretycznie Możliwa Katastrofa to – prócz hołdu dla niezwykłej fińskiej autorki – także dowód niesamowitej wyobraźni autora, ale też sposób na bardzo przyjemne spędzenie wolnego czasu.

1R. Kosik: Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa. Warszawa 2012. s. 260.

czwartek, 25 maja 2023

Preludium felixowskie

 

Powieść Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi wyraźnie odstaje od kolejnych tomów cyklu. Fabuła nie jest do końca spójna i składa się z kilku wątków rozbudowywanych i zakańczanych w obrębie jednego rozdziału – zamek na Kociej Skale, odnalezienie skarbu w miejscu dawnego kościółka, historia nawiedzonej szkoły czy wreszcie ostatecznego starcia z Mortenem na dachu wieżowca. Przyczyna tego stanu okazuje się dość oczywista, a poznać ją można w wywiadzie, który z Rafałem Kosikiem przeprowadził na swoim kanale Miłosz Konarski1. Powieść była początkowo dedykowana do młodszych adresatów, dlatego każdy rozdział był pomyślany jako odrębna historia. I choć nie udało się ostatecznie napisać autorowi książki dziecięcej (a przynajmniej nie w tym cyklu) to w tym pierwszym tomie, wciąż rosnącej sagi, widać tego próby. Przede wszystkim w kwestii językowej, która choć tutaj już mocno młodzieżowa i pełna neologizmów czy anglicyzmów, to zawiera również określenia charakterystyczne dla prozy dziecięcej, np. pisanie o tytułowym bohaterze „chłopiec”, które nie powtarza się w kolejnych częściach cyklu.

W tym pierwszym tomie rozrastającej się wciąż sagi dopiero poznajemy tytułowych bohaterów i ich światy. W Gangu Niewidzialnych Ludzi Felix, Net i Nika sprawiają wrażenie bardziej dziecinnych niż ma to miejsce w tomach kolejnych. Warto również zwrócić uwagę, na Gimnazjum numer 13 im. Stefana Kuszmińskiego, tutaj bowiem sprawia wrażenie względnie normalnej szkoły z grupą lepiej lub gorzej nauczających pracowników. W kolejnych częściach cyklu natomiast różne cechy poszczególnych członków ciała pedagogicznego są wyolbrzymiane wręcz do granicy absurdu – np. sekretarka, używająca komputera w roli wentylatora

Felix Polon młody wynalazca syn bizneswomen orazrównież wynalazcy, Net Bielecki informatyk, którego ojciec również zajmuje się komputerami, a matka maluje obrazy oraz Nika Mickiewicz – samotnie mieszkająca dziewczyna z bardzo jasno określonymi zasadami moralnymi oraz pewnymi paranormalnymi umiejętnościami. Dostrzec więc można swego rodzaju determinizm, również gdy spojrzymy na zawody czy zachowania innych rodziców i ich efektów w postaci dzieci. Ojciec klasowego kolegi Felixa, Neta i Niki – Wiktora jest dziennikarzem, więc także jego syn jest najlepiej poinformowanym człowiekiem w szkole, ojciec innego kolegi – Lamberta, odpowiada za image polityków, więc chłopak również kombinuje na każdym kroku, rodzice Klemensa są właścicielami piekarni, zatem także Klemens jest chłopcem unikającym aktywności fizycznych, za to wielbiącym jedzenie w każdej postaci. Przykłady można by mnożyć.

W tym tomie superpaczka dopiero się poznaje, zauważyć również można, że tutaj Felix z Netem dogadują się świetnie, natomiast porozumienie chłopców z Niką jest jakby niepełne. Z czasem jednak, a więc w kolejnych tomach sytuacja ta się zmienia, chwilami nawet diametralnie. Dość oryginalnym bohaterem jest natomiast Manfred – program sztucznej inteligencji stworzony przez panów Bieleckich. Manfred, wbrew temu, co mogłoby się wydawać, biorąc pod uwagę fakt niemożności wyobrażenia sobie tej postaci – nie ma on wszak ciała – jest ważnym członkiem superpaczki, bez którego wiele akcji byłoby skazanych na niepowodzenie.

„Ta książka pokazuje, że sami kreujemy własny los i to czy będziemy żyć ciekawie zależy przede wszystkim od nas” – głosi motto tej uwertury cyklu. I rzeczywiście tak jest, co autor stara się podkreślić przez ukazanie kontrastu między Felixem, Netem i Niką, a resztą klasy dla której „nigdy nic się nie dzieje”, podczas gdy trójka przyjaciół przeżywa jedną przygodę za drugą. Także to, że nasze życie i to, co się w nim wydarzy zależy przede wszystkim od nas samych jest ważną lekcją, którą Rafał Kosik starał się przekazać w swojej powieści, choć zdecydowanie unika utartych form dydaktyzmu.

Cóż jednak czyni tę sagę tak bliską oprócz sentymentu? Co wywołuje w coraz już dojrzalszych odbiorcach chęć sięgania po kolejne tomy? Prawdopodobnie składają się na to różne elementy, a szczególnie wyjątkowa umiejętność autora budowania napięcia, scen grozy przeplatających się z komizmem, a do tego wielu ciekawostek naukowych.

1https://www.youtube.com/watch?v=nn3-Stug_9c

poniedziałek, 30 stycznia 2023

Hogwart. W kręgu tajemnic



Drugi tom sagi o młodym czarodzieju skupia się na poznawaniu tajemnic tego, którego imienia nie wolno wymawiać. O ile pierwsza część była była wprowadzeniem do samego uniwersum brytyjskiego świata magii i czarodziejstwa, o tyle druga jest wstępem do poznania drogi, którą przebył wysoki, przystojny prymus z sierocińca – Tom Marvolo Riddle, aby stać się budzącym grozę czarnoksiężnikiem, którego imienia nie wolno wymawiać. W „Komnacie Tajemnic” autorka naprowadza czytelników na trop podobieństw między Voldemortem, a tytułowym bohaterem. Motyw ten przewija się w powieści wielokrotnie – wężoustość Harrego, chęć dotarcia do prawdy, co ukryte jest w Komnacie Tajemnic czy tajemnice przed dyrektorem szkoły, Albusem Dumbledorem.

W tym drugim tomie serii dowiadujemy się także o czymś, co w kontekście wojny czarodziejów jest niesłychanie ważne – o statusie czystości krwi, szlamach i charłakach. Dowiadujemy się historii czworga założycieli Hogwartu i konfliktem między Salazarem Slytherinem i pozostałym trojgiem – Godrykiem Griffindorem, Helgą Hufflepuff i Roweną Ravenclaw. Jako ciekawostkę warto tu wspomnieć fakt, że imię założyciela, cieszącego się złą sławą domu w Hogwarcie jest nawiązaniem do António de Oliveiry Salazara, portugalskiego dyktatora.

Podczas czytania tego tomu miałam odczucie, że jednym z większych problemów były tytułowe tajemnice. Wszak, gdyby Harry i Ginny mieli świadomość, że Tom Marvolo Riddle i Lord Voldemort to jedna i ta sama osoba, nie daliby się omamić jego dziennikowi. Ginny nie zwierzałaby się Riddle'owi ze swoich problemów, a on nie odzyskiwałby w ten sposób mocy, Harry zaś nie oczekiwałby od Riddle'a pomocy. Dzięki tym tajemnicom jednak, Harry, Ron i Hermiona podobnie jak w pierwszej części zmuszeni są przeprowadzić śledztwo, które doprowadza ich do odnalezienia miejsca ukrycia Komnaty Tajemnic, tego, czym jest, czająca się w niej groza, niewinności Hagrida i wielu innych zagadek. A więc tego wszystkiego, czego ani ministerstwo ani żaden z wybitnych czarodziei jak Albus Dumbledore, Minerwa McGonagall, Severus Snape, Alastor Muddy i wielu, wielu innych nie potrafili odkryć. Komnatę jednak, podobnie jak poprzedni tom czyta się z wielkim zaciekawieniem, towarzysząc trojgu młodym czarodziejom w ich procesie dochodzenia do prawdy, jak również codziennym, szkolnym życiu czy rywalizacji międzyszkolnej i sportowej.

„Komnata Tajemnic” to tom, w którym po raz pierwszy mamy do czynienia z rasą skrzatów domowych, które w następnych tomach okażą się niesłychanie ważnymi istotami. Skrzaty domowe, choć tak podległe czarodziejom, do których należą, tam im wierne i oddane, okazują się mieć potężną moc magiczną. Pod wieloma względami – potężniejszą od mocy czarodziei. Zgredek bowiem, podobnie jak inne skrzaty domowe, nie ma najmniejszego problemu z teleportacją na terenie szkoły magii i czarodziejstwa, co dla ludzie jest absolutnie niemożliwe, jak wielokrotnie przypomina historii, cytując „Historię magii” Bathildy Bagshot.

Sposób ukazania działań ministerstwa magii, w odpowiedzi na ataki, do których dochodzi w szkole, jest mocno niepochlebne. Choć braku kompetencji Korneliusza Knota domyślać się można już po jego nazwisku (które w oryginalnej wersji językowe brzmi fudge, które można przetłumaczyć jako fuszerstwo, partactwo), to głupota rządzących i przyzwolenie społeczne z jaką się spotyka zdaje się wręcz karykaturalne. Bo oto Knot w odpowiedzi na ataki w Hogwarcie przychodzi aresztować Hagrida, choć sam przyznaje, że nie wierzy w jego winę. „To nie jest kara Hagridzie, to tylko środek ostrożności. Jeśli schwytają kogoś innego, wypuścimy cię, przeprosimy” – mówi minister magii niewinnemu człowiekowi, którego zabiera do więzienia. Przychodzi mi tu na myśl skojarzenie ze skeczem Bohdana Smolenia, w którym padają słowa: „„Ci Amerykanie nie są tacy źli, oni najpierw napadną, a potem przeproszą”.

W drugim tomie słynnej sagii po raz pierwszy czytamy o wampirach, o których wspomina Hagrid, podejrzewając je o wymordowanie swoich kogutów: „Już drugiego zagryzło w tym semestrze [koguta] (…). Albo lisy albo jakiś popaprany wampir”. Aż do ostatniego tomu nie dowiadujemy się jednak niczego więcej o wampirach, prócz tego, że istnieją.

J. K. Rowling potrafi doskonale tworzyć charakterystyczne postacie, szczególnie zaś te, które świetnie wprowadzają czytelnika w stan irytacji. Wynika to oczywiście stąd, że cały świat przez nią wykreowany widzimy oczami Harrego, podlegamy więc również jego subiektywnym opiniom – jeśli jego ktoś irytuje, nas – czytelników – także, jeśli jemu się coś podoba, podoba się również i nam. Niemniej umiejętność tworzenia takich postaci jest, w moim odczuciu, jedną z przyczyn sukcesu serii. W „Komnacie Tajemnic” tymi nowymi postaciami są Colin Creevey i oczywiście Gilderoy Lockhart. Ten pierwszy, nie odstępujący na krok Harrego, będący, aż do swych ostatnich chwil, oddanym fanem szukającego Gryffindoru, drugi zaś, prawdopodobnie po cichu o niego zazdrosny narcyz.

W powieści kontynuujemy poznawanie magicznego świata – odwiedzamy prawdziwy dom czarodziejów – rodziny Weasleyów – oraz ulicę Śmiertelnego Nokturnu, drogę, przylegającą do ulicy Pokątnej, pełną sklepów z czarnoksięskimi artefaktami. Dom rodzinny Rona sprawia wrażenie, jakby przed prawem ciążenia, chroniły go czary, wewnątrz zaś mamy magiczny zegar, pokazujący czym dany członek rodziny się akurat zajmuje oraz mieszkającego na strychu ghula. Z niezwykłych magicznych przedmiotów poznajemy także niezwykły miecz Godryka Gryffindora, wykuty przez gobliny oraz, jak okazuje się znacznie później, jednego z horcruxów.



Także dobroć, empatia i chęć poświęcenie się głównego bohatera wydaję się chwilami karykaturalna. Chłopiec, nawet nie mogąc pomóc innym, tkwi w sytuacji, która może zaszkodzić jemu samemu – przykładem jest, gdy Harry znajduje spetryfikowanych Justyna i Prawie bezgłowego Nicka. Choć wie, że nawet sam Dumbledore nie jest w stanie pomóc ofiarom tajemniczej istoty, rzucającej klątwy na mieszkańców zamku, a ponadto – sam jest o owe ataki podejrzewany, stoi jak zahipnotyzowany, patrząc na ofiary bazyliszka. Cecha ta jednak, pozostaje z Harrym aż do ostatniego tomu, będąc zarówno wyśmiewaną, jak i wykorzystywaną przeciw niemu.

Powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie, a po jej przeczytaniu już myśli o tym, co może wydarzyć się dalej, wszak pod koniec „Komnaty Tajemnic” Dumbledore ostrzega, że Voldemort będzie szukać innej drogi do odzyskania ciała.


wtorek, 29 listopada 2022

Geniusz czy beztalencie?

 

Jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy, urodzony w ojczyźnie mangi i anime. Jedni go kochają, inni nienawidzą i oskarżają o grafomanię. Jaka jest historia autora Kafki nad morzem?


Haruki Murakami urodził się 12 stycznia 1949 roku w Kioto. Studiował scenopisarstwo na tokijskim Uniwersytecie Waseda, później założył, wraz z żoną, klub jazzowy „Peter Cat”. Decyzję o rozpoczęciu pisania podjął w wieku 30 lat, podczas meczu baseballu.


Początki pisarstwa

Pierwszą powieść, Słuchaj pieśni wiatru, pisywał rano, przed otwarciem klubu. Sukces literacki zaskoczył przyszłego pisarza – zdobył on bowiem pierwszą nagrodę literackiego konkursu Gunzō, co zachęciło Murakamiego do kontynuowania prób. Chcąc w pełni poświęcić się pisarstwu postanowił zamknąć swój dobrze prosperujący klub, wbrew wątpliwościom znajomych. Jego kolejnymi powieściami były: Przygoda z owcą i Koniec świata i hard-boiled wonderland, po której Japończyk napisał jedną z niewielu realistycznych opowieści w swoim dorobku – Norwegian wood. To tej powieści Murakami zawdzięcza międzynarodową sławę.


Dalsza kariera

Murakami zaznał blasków i cieni popularności. Te drugie skłoniły go do podjęcia decyzji o opuszczeniu ojczyzny. Zamieszkał wówczas w Stanach Zjednoczonych. Po czteroletniej emigracji wrócił jednak do kraju. Japonia stała się wówczas ofiarą dwóch tragedii – trzęsienia ziemi w Kobe i zamachu terrorystycznego, dokonanego przez sektę Najwyższej Prawdy w tokijskim metrze. Będą w Stanach Zjednoczonych Murakami pracował na Uniwersytecie Princeton, a od 1993 roku na Uniwersytecie Williama. W tym czasie wciąż jednak tworzył. Powstały wówczas Na południe od granicy, na zachód od słońca oraz Kronika ptaka nakręcacza – przez wielu, w tym krytyków Piotra Koftę czy Joannę Bator, uważana za najwybitniejszą powieść w dorobku autora.


Nadmiar słów?

Co wyróżnia styl Harukiego Murakamiego? Wspominany już Kofta pisał, że są to: „gładkie przejścia od realizmu do oniryzmu i fantastyki, gry z podświadomością i zachodnią popkulturą, niepokojąca symbolika, a przede wszystkim bohater – wyobcowany szary człowiek bez właściwości, kolekcjoner porażek przyczajony na marginesie kolektywnego społeczeństwa”.

Język powieści tworzonych przez Murakamiego jest bardzo prosty. Przy okazji pierwszych prób pisarskie Japończyk pisał w języku angielskim, następnie zaś tłumaczył swoje powieści na japoński. Owa Praktyka wynikała z tego, że –jak mówił w wywiadach – język ojczysty przeraża go bogactwem słów. W ten sposób narodził się wyjątkowy socjolekt pisarza, o którym polska laureatka Nagrody Nike, Joanna Bator, pisze, że „jest niczym manga bez obrazków napisana językiem zrozumiałym dla każdego, kto umie czytać”.


Kosmpolityczny pisarz

Krytycy o stylu autora mówią, że jest: „popkulturową pulpą i kiczem”. Noblista Kenzaburō Ōe stwierdził, że autor Kroniki ptaka nakręcacza używa japońskiego, który „nie jest prawdziwie japoński”. Również pod względem treści twórczość pisarza jest wyjątkowo „niejapońska”. Nie ma bowiem u Murakamiego tego, co zwykle kojarzy się z Japonią – specyficznych rytuałów, mistycyzmu, ceremonii np. parzenia herbaty, pokazów sztuk walki czy filozofii Dalekiego Wschodu. Nawet mentalność wyzwolonych seksualnie bohaterów jego powieści wydaje się niezbyt japońska. Pisarz często również wprost nawiązuje do światowego kanonu – zarówno w kwestii literatury (Francis Scott Fitzgerald, Fiodor Dostojewski, Franz Kafka, Jerome David Salinger), jak i muzyki (The Beatles, Pet Shop Boys).



Przemyślenia autora

Jaki powinien być pisarz według Japończyka? Pisarze, zdaniem Murakamiego powinien dążyć do oryginalności – wypracować charakterystyczny, łatwo rozpoznawalny styl. „Dla prawdziwego pisarza ważniejsze od nagród literackich powinno być poczucie, że to, co tworzy, ma znaczenie, i że są czytelnicy, którzy to znaczenie zdołają właściwie ocenić”. Trzeba dużo czytać, obserwować otoczenie, pisać to, co się czuje. Zdaniem autora
ważne jest empiryczne doświadczanie rzeczywistości, a w karierze pisarza niezbędna dobra kondycja fizyczna i wytrwałość.



Kto się bawi na balu wszystkich świętych?

  Bal wszystkich świętych – przebój Budki Suflera z płyty o tym samym tytule, wydanej 19 maja 2000 roku, a który we mnie, jako pięcio...